12 wrzesień 2010 rok 15:43
Drogi Pamiętniku.
Dzisiejszy dzień zaczął się okropnie. Spóźniłem się na autobus, bo
do trzeciej w nocy rozmawiałem z moją siostrą, a co za tym idzie przyszedłem
dziesięć minut po pierwszym dzwonku na lekcje. Wpadłem do klasy zdyszany i
mokry od deszczu, który jak na złość musiał dzisiaj padać.
Mam nowego ucznia w klasie, ale zaraz do tego dojdę. A więc
wpadłem do klasy i akurat przerwałem nowemu przedstawianie się. Wiem tylko
tyle, że nazywa się Percy Jackson i jest ode mnie starszy dwa lata. To czemu
chodzi ze mną do klasy? Pewnie nie zdał dwa razy.
Gdy szedłem do swojej ławki w najdalszym koncie klasy Valdez
podstawił mi nogę i jak długi poleciałem na ziemię, rozcinając sobie dłoń o
kant ławki, której próbowałem się przytrzymać. Wspominałem już jak ja
nienawidzę tego błazna z tym pogardliwym uśmieszkiem na twarzy.
Nie wieżę, ze ja to tu napisałem… (TAK JESTEM GEJEM, PODOBA SIĘ?)
Dobra wracając do tematu. Cała klasa wybuchła śmiechem. Podniosłem
się szybko z ziemi, pozbierałem książki i ze spuszczoną głową poszedłem do
ławki. Percy opowiadał jeszcze o sobie przez pięć minut i potem zaczął się
koszmar, a mianowicie lekcja matematyki. Nie będę ci opowiadał o nudnych
funkcjach, bo sam tego nie rozumiem.
Percy usiadł w trzeciej ławce pod oknem koło Leona Valdeza i
Annabeth Chase. Od razu było widać, że towarzystwo przypadło mu do gustu.
Gdy tylko zadzwonił dzwonek wypadłem z klasy jako pierwszy i
pobiegłem do toalety oczyścić ranę na ręce. Oczywiście nie dane było mi zrobić
tego w spokoju, bo zaraz za mną przyszedł Leon i zaczął mnie wyzywać od śmieci
i wszarzy. Normalny dzień w szkole. Wziął już mój plecak i chciał wysypać
zawartość do kibla, ale uratował mnie nowy. Zaczął coś gadać do Valdeza, ale ja
już nie słuchałem bo wymknąłem się z tam tond jak najszybciej i ukryłem się w
szkolnej bibliotece.
Po jakimś czasie odnalazł mnie tam Jackson i pytał czy wszystko w
porządku i takie tam. Próbowałem go spławić, ale on był nie ugięty. Usiadł obok
mnie na podłodze i zaczął się we mnie patrzyć tymi swoimi cholernymi morskimi
oczami. Cholera… Muszę przyznać, że z tymi swoimi niesfornymi czarnymi oczami i
tym sarkastycznym uśmiechem wygląda jak bóg. Nie wytrzymałem i już się
podnosiłem gdy z głowy zsunął mi się kaptur i odsłonił pokaźnego siniaka na pół
twarzy, którego zarobiłem wczorajszego wieczora od ojca. Chłopak dopytywał się
mnie od czego to, ale ja znów uciekłem. Tym razem jednak wyszedłem poza budynek
szkoły i skierowałem się prosto do parku. Percy krzyczał coś za mną, ale ja nie
słuchałem. Nie chciałem, żeby się dowiedział jaka jest moja sytuacja rodzinna.
Co poradzić wstydzę się tego i nie zamierzam się zwierzać nikomu z moich
problemów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz