27 października 2015

Rozdział VI

15 wrzesień 2010 roku 18:34
Drogi pamiętniku.
                Tak naprawdę nie wiem co mama ci napisać. Pierwszy raz w życiu jestem tak zdezorientowany.
                Może zacznę od początku. Wczoraj gdy tylko skończyłem pisać w pamiętniku zadzwoniła do mnie moja matka z propozycją bym ja zamieszkał u niej już na stałe. Bez wahania zgodziłem się, bo mam już dosyć mieszkania z ojcem, który ciągle chla i śpi.
Drugą rzeczą było to, że gdy przyszedłem w nowych ciuchach, które kupił mi wczoraj Percy do szkoły każda dziewczyna oglądała się za mną. Z jednej strony czułem się trochę nieswojo. Nigdy nie byłem w centrum uwagi i mam taką nadzieję, że za parę dni nikt już nie będzie na mnie patrzył z takim uwielbieniem w oczach. Tak wiem jestem pojebany, bo raz mówię, że nie mam przyjaciół, a zaraz potem gdy trochę lepiej się ubiorę wszyscy chcą ze mną rozmawiać i się zaprzyjaźniać.
 Szczerzę?
 To w dupie mam taką przyjaźń. Mogę powiedzieć, że Percy jest w pewnym sensie moim przyjacielem bo wyciągnął do mnie rękę w tedy gdy tego najbardziej potrzebowałem.
Wracając do tematu. Postanowiłem ubrać się dzisiaj tak jak ubieram się zazwyczaj, ale gdy popatrzyłem rano na te ciuchy które dostałem wczoraj pomyślałem, że zrobił bym Jacksonowi przykrość. Chłopak się na mnie wykosztował a ja nie potrafię tego docenić.
Włożyłem czarne spodnie, koszulkę i rozsuwaną bluzę z kapturem. Muszę przyznać, że wyglądałem całkiem nieźle. Chociaż z moją  jasną karnacją wyglądałem jak trup, który wstał świeżo z grobu. Gdy przeszukiwałem pokuj w celu znalezieniu moich starych glanów natknąłem się na małe pudełko. Był w nim czarny pierścień z czaszką.  Wyjąłem go. Muszę przyznać, że był naprawdę ładny, chociaż jako chłopak uznaje tylko mój kolczyk w wardze to bez wahania założyłem pierścień. Pudełko po nim odstawiłem na komodę, ale wyleciał z niego liścik.
„Gdy go zobaczyłem na wystawie sklepowej pomyślałem od razu o tobie. Myślę, że ci się spodoba. Kupiłem ci go, ale nic nie mówiłem, bo i tak wiem że jesteś wkurzony za to że wydałem wczoraj tyle forsy na twoje ciuchy. Załóż go do szkoły    ~Percy”
Rany znowu zszedłem z tematu. W szkole jako pierwszy podbiegł do mnie Percy z wielkim bananem na twarzy.
-„No Nico wszystkie laski będą się za tobą oglądać” – Percy, gdybyś tylko wiedział…
Poszliśmy razem na lekcje. Pierwszy raz widziałem chyba Leona Valdeza który by był tak zmieszany na mój widok. Trochę niedowierzania i szczypta zazdrości, która zmieniła się w pogardę i bezczelny uśmieszek. Niestety mój nowy wygląd nie zmienił jego stosunków do mnie. Zaczęły się wyzwiska i szyderstwa w stylu „Okradłeś bank di Angelo, twojego starego w życiu nie stać by było na takie ciuchy. Albo nie czekaj robisz za męską dziwkę”. Trudno, niech Valdez obraża mnie, byle by tylko nie mówił nic o mojej rodzinie.
 Miałem już się odwrócić i mieć go w dupie, gdy Percy z całej siły przywalił Leonowi w twarz zmywając z niej ten pogardliwy uśmiech. Mimo woli parsknąłem śmiechem gdy ten błazen zaczął krzyczeć, że umiera.
Czułem się cudownie, pierwszy raz to nie ja byłem pośmiewiskiem tylko ten debil. Jednak ta chwila nie trwała długo bo nauczyciel wszedł do klasy i zaczął opierniczać Percyego za to, że uderzył Leona. Zacząłem bronić chłopaka, że stanął w mojej obronie, lecz Pan McCarty był nieugięty i zaprowadził Jacksona i Valdeza do dyrektorki.
Reszta lekcji minęła spokojnie. Gdy wychodziłem ze szkoły przyszedł do mnie Percy i zaprosił mnie jutro na kręgle. Odmówiłem. Nie chciałem go naciągać. Gdy zarobię trochę kasy ze sprzedaży dragów, może w tedy, ale nie teraz gdy nie mam ani grosza. Pożegnałem się z nim szybko i wróciłem do domu.
Naprawdę nie wiem co się dzieje z moim życiem. Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Coraz bardziej zamraczam się w Percym i coraz bardziej chcę by był mój. Jestem z jednej strony szczęśliwy, ale z drugiej boje się co przyniosą dalsze dni, ale jak na razie muszę iść się spakować, bo jutro przyjeżdża po mnie mama. Mam nadzieję, że u niej będzie mi lepiej niż tu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz