Stałem
przed budynkiem szkoły wpatrując się w tablicę upamiętniającą wybudowanie tego
budynku. Miałem się właśnie spotkać z Percym, ponieważ wczoraj/ dzisiaj
wyszedłem od niego tak szybko, że zapomniałem mu zostawić jakiekolwiek
wyjaśnienie, tego co stało się w jego łazience.
Do
szkoły nie było mi jednak dojść spokojnie, ponieważ z za zakrętu wyszła paczka
Valdeza. Miałem nadzieję, że mnie nie zauważyli, więc przyspieszyłem kroku.
-Di Angelo! – o nie… - Przecież wiem, że mnie
widzisz szmato!
Naprawdę
starałem się ignorować wyzwiska rzucane przez Leona. Mojej dawnej miłości,
który tak perfidnie mnie wykorzystał.
-Ej
zobacz Frank nasza mała, męska dziwka potrzebuje aparatu słuchowego. – zakpił
Valdez.
Nie
wytrzymałem. Odwróciłem się do niego dając mu pięścią w nos. Coś dziwnie
trzasnęło i zaczęła lecieć z niego krew. Nos Leona Valdeza był złamany. Na moją
twarz wdarł się triumfalny uśmieszek.
-Ty
kutasie! Zaraz zobaczysz co to prawdziwy ból śmieciu – Leon z tymi słowami rzucił
się na mnie. Zaskoczony tym upadłem na ziemię waląc głową w chodnik. Przed
oczami zaczęły mi tańczyć czarne plamy ale w ostatniej chwili mdłości ustały i
byłem w stanie bronić się przed ciosami Leona. Przeturlaliśmy się tak, że teraz
to ja górowałem nad nim.
-Nie
grzeczny chłopiec – szepnąłem pochylając się nad jego twarzą i przyciskając
swoje kolano do jego krocza, na co Leon cicho jęknął– Nie pamiętasz jak jeszcze
rok temu to ja byłem na górze? Nie pamiętasz jak krzyczałeś moje imię? Nie
pamiętasz jak to ja zawsze cię prowadziłem, a ty bezczelnie na drugi dzień
zostawiłeś mi pieniądze jak bym był jakąś męską dziwką? Skończyło się
pomiatanie mną Leonie Valdez, za długo byłem śmieciem. Teraz z tym koniec.
Powiedziałem
to. Powiedziałem to w końcu po prawie roku. Jestem z siebie taki dumny.
Docisnąłem swoje kolano do stojącego już kutasa Leona, na co chłopak jęknął z
rozkoszą. Jego przyjaciele patrzyli się na mnie i na niego wielkimi oczami. Nie
wiedzieli, że ich „najlepszy” przyjaciel był gejem.
Podniosłem
się z chłopaka i otrzepałem bluzę z piachu, podniosłem plecak i zarzuciłem go
na ramie oddalając się coraz bardziej od szkolnej elity.
-Jeszcze
z tobą nie skończyłem di Angelo! – krzyknął w moją stronę Leo.
-No mam
nadzieję, że dotrzymasz swojej obietnicy Valdez, bo myślę że twój przyjaciel
dawno nie był w takim stanie – krzyknąłem ze śmiechem na odchodne. Dałbym
głowę, że Leo gotuje się od środka.
Zadowolony
z siebie przeszedłem kilka kroków myśląc o Bóg wie czym, przez co
niespodziewanie wpadłem na Percyego.
-Boże
Święty Nico! – zwołał chłopak łapiąc się za pierś udając zawał.
-Sorry –
zaśmiałem się na co Percy przechylił głowę nie więżąc, że ja Nico di Angelo,
który nigdy się nie śmieje właśnie chichocze jak baba.
-Stary
co ci się stało? – zapytał przekręcając moją głowę z lewej na prawą.
-Właśnie
biłem się z Leonem Valdezem – uśmiechnąłem się, a on uniósł brwi w geście
zdziwienia – No i prawie doprowadziłem go do orgazmu swoim kolanem.
-Zostawić
cię tylko na sześć godzin samego – westchnął Jackson parskając śmiechem.
-Dobra
chłopie opanuj się – powiedziałem wtórując mu.
-Idziemy?
– zapytał hamując swój śmiech.
-Idziemy
–powiedziałem.
21 wrzesień 2012 rok 22:21
Drogi Pamiętniku.
Dzisiejszy
dzień był najlepszy jaki mógł się zdążyć.
Razem z
Percym byliśmy w kinie i w Macku. Walić to, że pan Brown robił dzisiaj
sprawdzian. Walić to, że opuściłem szkołę. Pierdolić wszystko byle by tylko przeżyć
taki dzień.
Powiedziałem
mu o prawie wszystkim. O bliźnie na plecach, siostrze, ojcze i mojej matce.
Powiedziałem mu co właściwie się stało na placu przed szkoła dzisiejszego
ranka. Ominąłem ten temat sexu z Valdezem.
A
Percy? Percy słuchał mnie uważnie jak jeszcze nikt tego nie robił.
Naj
lepsze i tak zostawiłem na koniec.
Siedzieliśmy
już około godziny dwudziestej pierwszej w parku karmiąc kaczki frytkami,
których nie zjedliśmy. Te stworzenia sią przerażające. Mają takie dziwne zęby.
Wracając
do tematu. Karmiliśmy kaczki i gadaliśmy o wszystkim i o niczym. W końcu Percy
kazał mi spojrzeć w niebo i oglądać gwiazdy. Niebo było czyste, bez żadnej
chmurki. Nagle zaczęły lecieć spadające gwiazdy. Oglądaliśmy je w ciszy.
Słyszałem
kiedyś że gwiazdy potrafią spełniać życzenia.
Niech Percy mnie pocałuje – pomyślałem.
Jak na
zawołanie Percy złapał moje policzki w swoje ręce i złączył nasze usta w pocałunku.
Rany… Motyle w moim brzuchu trzepotały w takim tępię, że nie wiedziałem co
zrobić. Jednak oddałem pocałunek. Wargi Percyego były miękkie i smakowały
frytkami i solą, które wcześniej jedliśmy. Zamknąłem oczy. Było to
najwspanialsze uczucie jakie dane mi było doświadczyć. Percy przerwał nasz
pocałunek przepraszając mnie, lecz ja nic sobie z tego nie robiąc złączyłem nasze
usta w ponownym pocałunku. Nie wiedziałem co robię. Adrenalina buzowała w moich
żyłach i chciałem więcej. Chciałem go tylko i wyłącznie dla siebie. Chcę, żeby
był mój.
Ale czy
dwanaście dni wystarczy by się w sobie zakochać? Może na zakochanie wystarczy
miesiąc. Trzydzieści dni na miłość.
Dałem sobie trzydzieści dni na
miłość, z czego już dwanaście wykorzystałem. Pozostało mi już ich zaledwie
osiemnaście. Osiemnaście dni by być z Percym. Osiemnaście dni by być
szczęśliwym.
*Retrospekcja*
-Nico?
-Hmm?
-Lubisz
zakłady?
-Tak
Percy, lubię je.
-A
więc zagrajmy.
-Co
masz namyśli?
-Po
pierwsze udawajmy parę. Po drugie codziennie rozmawiajmy ze sobą. Po trzecie wspierajmy
się. Po czwarte piszmy sobie, że się kochamy. Po piąte przy znajomych
zachowujmy się jak para. Po szóste całujmy się. Po siódme zaufajmy sobie w stu
procentach.
-Ale
co to ma do naszego zakładu?
-Kto
pierwszy się zakocha przegrywa Nico.
-Wchodzę
w to Perseuszu Jacksonie.
Nasze
usta złączyły się w pocałunku zatwierdzającym nasz zakład. Jednak ja
wiedziałem, że już przegrałem. Byłem zakochany w Perseuszu Jacksonie i to po
uszy.
Końcówka urocza... Ale przepraszam, nie jestem w stanie znieść tej wersji Valdeza, no nie mogę. Obrzydliwy, durny.... ugh, nie. No i dawne Leico doprowadza mnie do szału. Ale poza tym i tak uwielbiam pamiętnik.
OdpowiedzUsuńPisze się "seks"
OdpowiedzUsuńJeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej! Nowy rozdział (taniec radości) Rozdział jak zwukle zajebisty. Mega śmieszny i w ogóle tak się cieszę że wstawiłaś. Rozwaliło mnie "No i prawie doprowadziłem go do orgazmu swoim kolanem." Zakład to dobry pomysł na akcję i już czekam na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuń